sobota, 13 września 2014

PROLOG

    ,, - Jenny, na Boga - zaczęła przyjaciółka niebieskookiej po półgodzinnym milczeniu. - Czy Ty zawsze musisz mieć jakiś problem? Przecież nic nie zrobiłam, a Ty milczysz jak grób przez całą drogę od baru! - Ha, dobre sobie.    Więc to ja mam problem? - pomyślała zirytowana dziewczyna. Zatrzymała się zmuszając blondynkę do tego samego i spojrzała jej w twarz. - To nie ja chciałam dać dupy jakiemuś pieprzonemu gnojkowi, którego podniecają piętnastolatki! - Widząc oburzenie na twarzy Nancy i jej otwierające się usta gotowe do wypuszczenia lawiny obronnych słów, brunetka natychmiast kontynuowała. - Wystarczy. Mam dosyć ratowania Twojego tyłka za każdym razem kiedy wpakujesz się w byle jakie kłopoty. Kto Cię tam w ogóle wpuścił?
    - No wie..
    - Dobra, nie kończ. Wystarczy mi, że muszę na Ciebie patrzeć. Zamknij się i nic nie mów. - Oczy blondynki rozbłysły smutkiem, widząc reakcję przyjaciółki Jen prychnęła lekceważąco. Miała ogromne zasoby cierpliwości, które niestety właśnie się wyczerpały. Nic nie mogła poradzić na to, by dziewczyna zmądrzała. W tym przypadku, wygląd nie szedł w parze z inteligencją. Urodą maskowała głupotę. Niebieskooka wyciągnęła z opakowania papierosa. - Daj ogień. - Mruknęła do towarzyszki, która podała jej elegancką, złotą zapalniczkę. Za każdym razem kiedy płomień zbliżał się do fajki, wiatr go zdmuchiwał. Odwróciła się tak, że wiało w innym kierunku. Czubek używki w końcu się podpalił. Zaciągnęła się. Leniwie ciągnęła wzrok po niebie i księżycu.    Wyciągnęła do tyłu otwartą dłoń z zapalniczką, by Nancy mogła ją odebrać. Kiedy po kilkunastu sekundach przedmiot wciąż tkwił w jej ręce, gwałtownie się odwróciła. Zaśmiała się wydychając dym z płuc. Jej przyjaciółka zniknęła.
    Jennifer rozejrzała się po pustkowiu. Kilka metrów dalej znajduje się stary wiadukt. Poza tym widzi asfaltową drogę, którego końca nie można było o tej porze dostrzec. Latarnie po tamtej stronie nie działały. Nie była pewna czy dziewczyna nie chciała zrobić jej psikusa. Ale to nie było w jej stylu.
    - Nan? - zapytała. [...] Cisza. Nikt jej nie odpowiedział. - To już nie jest zabawne. - kiedy usłyszała swój głos, zaniepokoiła się jeszcze bardziej. Odczuwała... sama nie wie, nigdy jeszcze czegoś takiego nie doświadczyła. Żołądek podskoczył jej do gardła. Przełknęła głośno ślinę i oblizała spierzchnięte usta.
    - Nancy, kuźwa! Gdzie jesteś?! - Wrzasnęła dobitnie. Nie wybaczy sobie, jeśli coś stało się blondynce. Zgasiła papierosa o podeszwę buta. Pierwszy raz się bała. Czuła strach, tak silny, że spowodował panikę. Po plecach przechodziły ją nieprzyjemne dreszcze. Wytarła spocone dłonie o skrawek szarego swetra. Trzask. Po obu stronach szosy roztaczały się pola. Dźwięk dobiegał z miejsca, które właśnie lustrowała. A raczej próbowała. Starała się przełamać barierę ciemności mrużąc oczy na wiele sposobów, ale nic nie zaobserwowała.
   - Jest tam ktoś? - Znowu szelest. Jenny stała chwilę w bezruchu myśląc co powinna zrobić. Najwyżej będę martwa. - stwierdziła i poczłapała w przesuszoną, kłującą trzcinę. Zielsko przerastało ją o pół głowy, w dodatku nie widziała dokąd zmierza. Czuła okropne łupanie w skroniach, co oznaczało przyspieszony puls. Serce biło jej coraz mocniej. Szła odgarniając trawę z przed oczu. Kilka źdźbeł zakuło ją w policzki. Nagle napotkała opór, mało brakowało żeby się przewróciła. Spojrzała w dół. 
   - Jezu...- tylko tyle zdołała z siebie wydusić na widok zmasakrowanego ciała swojej przyjaciółki. Te włosy pozna wszędzie. Momentalnie poczuła wyrzuty sumienia. Po co zrobiła taką awanturę? Co w nią wstąpiło żeby naskakiwać na tak wrażliwą osobę? W takim miejscu? Ani jednej żywej duszy. 
   - Jestem beznadziejna. - nie mogła odpędzić obarczających ją myśli. Zajęło jej chwilę zanim usłyszała własny krzyk. Krzyczała tak mocno i tak długo, że zabrakło jej powietrza w płucach. Opadła na kolana i odwróciła twarz trupa w swoją stronę. Światło latarni sięgało jeszcze do tego miejsca. Nancy miała szeroko otwarte oczy a ubranie umazane w czerwonej cieczy. Brunetka dotknęła zakrwawionej szyi. Nie wyczuwa pod opuszkami pulsu. Ona naprawdę nie żyje. 
   - Tak bardzo Cię przepraszam... Wszystko przeze mnie. - Wyszeptała. Była w takim szoku, że nawet łzy nie chciały lecieć. Zapomniała, że człowiek umie płakać. Sama nigdy tego nie robiła. Wyciągnęła rękę, żeby przymknąć powieki nieżyjącej.
   Poczuła lodowate palce wpijające się w jej talię. Ktoś z łatwością podniósł pięćdziesięcio kilogramową dziewczynę, ale szarpiąc ją jakby była szmacianą lalką. Jennifer zaczęła wyrywać się z uścisku kopiąc powietrze. Próbowała trafić w krocze lub chociaż piszczel nieznajomego. Bez zwątpienia był to mężczyzna. Jaka kobieta uniesie kogoś kto waży praktycznie tyle samo?
    Nie zwracał uwagi na próby wyswobodzenia się nastolatki, a ta wciąż walczyła chociaż wiedziała, że nie ma najmniejszych szans na wygraną. Wlókł ją w stronę schodów pożarowych wiaduktu. Podczas jednej z prób kopnięcia go w piszczel, niebieskooka potknęła się, zaraz potem czując przeszywający ból kostki. W końcu łzy się uwolniły. 
   - Ty ją zabiłeś, skurwielu! - Facet tylko się zaśmiał i popchnął ją na schodki. Zaryła szczęką o beton bo w drodze zdążył skrępować jej ręce. Poczuła w ustach metaliczny smak krwi. 
   - Tylko się odwróć mała kurwo, a zacznę wyrywać Ci każdy każdy palec po kolei. - Warknął, mimo to dziewczyna próbowała zerknąć przez ramię. Zamachnął się ręką, w której - jak się okazało - spoczywał skórzany pejcz. Ugodził ją w plecy. Zawyła. Zdjął krawat, zasłonił jej oczy i ciasno zawiązał z tyłu głowy. 
   - Możesz sobie krzyczeć, nawet nie wiesz jaką przyjemność mi tym sprawiasz. - Wycharczał w ucho Jenny. 
   Poczuła kwaśny smród, jakby jego wątroba psuła się od ogromnych ilości alkoholu. Skrzywiła się.
   - Możesz w końcu mnie zabić? W końcu po to tu jesteś! Po co to odwlekać?! - Krzyczała, płakała i wiła się z bólu naraz. 
   Oprawca spiął jej nadgarstki z poręczą. Głośno się zaśmiał, jakby powiedziała jakiś piekielnie śmieszny dowcip.
   - Myślisz, że po to tu jestem? Jesteś głupia. Gdybym chciał Cie zabić zrobiłbym to natychmiast. 
   Usłyszała dźwięk rozdzieranego materiału, zrobiło jej się zimno. 
   Oglądał jej ciało. 
   Boże, to się nie dzieje naprawdę- próbowała sobie wmówić. - To niemożliwe. Pierdolony koszmar - załkała. Czuła się okropnie. Myślała, że zwymiotuje. Mężczyzna zbliżył się.
   - Aniele Boży, stróżu mój... - szeptała w zawrotnym tempie. Nie uczęszczała do kościoła, nawet nie wiedziała czy tak do końca wierzy w Boga. Ale co jej zostało?
   Jego brudne łapska zaczęły znęcać się nad jej młodym, delikatnym ciałem. 
   Wyłączyła myśli i uczucia. ''

   Codziennie ten sam sen.
Codziennie ten sam koszmar.
Codziennie budzę się zmęczona.
Codziennie uświadamiam sobie, że to nie był tylko sen.
Codziennie od trzech lat moja nienawiść rośnie.
Codziennie od trzech lat żyję tym samym dniem.
   Chcę znaleźć kutasa, który spieprzył mi życie.

8 komentarzy:

  1. Boże to jest ZAJEBISTE BOSKIE IDEALNE gratuluje jednym słowem i mam nadzieje,że bd mnie informować o nowych rozdziałach <3 @angelsaveall
    http://brother-styles.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. OMFB to jest zajebiste! Bede czytac, o ile bedziesz mnie informowac na tt. Kocham kocham kocham <3 @NSN_Bitch_xx

    OdpowiedzUsuń
  3. wow super ! *.* czekam na kolejny rozdział! @karola_swag

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawie się zaczyna. Wciągające. Czekam na pierwszy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Najlepszy prolog jaki czytalam!

    OdpowiedzUsuń
  6. juz nie moge sie doczekać co bd dalej...
    rozdział adfghjk

    OdpowiedzUsuń