niedziela, 28 września 2014

ROZDZIAŁ II

    - Jenny - wykrzywił usta w uśmiechu. Tak, tylko usta, żadnych mimicznych zmarszczek przy oczach. Oczy zawsze pozostaną nieprzeniknione i nie zdradzą emocji. - Pomóc Ci w czymś? - Spytał rzeczowym tonem, powracając do grzebania w laptopie.
    - Przyszłam zapytać się czy jest dla mnie paczka od chłopaków. - To zabrzmiało raczej jak zwykłe stwierdzenie a nie pytanie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie widać żadnego kartonika, pakunku. - Ale najwidoczniej znowu dali dupy na całej linii. - Odwróciłam się i podeszłam do drzwi.
    - Co to za przesyłka, jeśli mogę spytać? Coś ważnego? - Zatrzymałam się, próbując odpowiedzieć cokolwiek, bez namysłu. Jednak zawahałam się o kilka sekund za długo. Stojąc wciąż plecami do niego, odpowiedziałam:
    - Zwykłe, biznesowe sprawy. 
    - Mhm... Okej. - Chcąc wreszcie wrócić do swoich zajęć, chwyciłam gałkę by otworzyć drzwi i opuścić pokój. 
    - Jen? - Ton jego głosu sprawił, że momentalnie spojrzałam na ojca. Był opanowany, tak jak zwykle. Ale po kilku sekundach wyczułam narastające w nim napięcie. Wstał z wielkiego, biurowego fotela i stanął naprzeciwko mnie. Zmarszczył brwi. 
    Cholera. 
    O co chodzi? Jezu, czy on... Nie, niemożliwe żeby wiedział. Mentalnie wylałam na siebie kubek zimnej wody. Podziałało, myśli uciekły. 
    - Tak tato? - Spojrzał na mnie z grymasem smutku na twarzy. Chwilę postał w bezruchu, jakby nie wiedząc co powiedzieć. 
    - Mówiłem Ci, że jesteś dla mnie najważniejsza? Jesteś moją ukochaną, piękną córeczką... Bardzo Cię kocham. - Wymówił ostatnie zdanie bardzo starannie. Nagle ni stąd ni zowąd mocno mnie objął. Zesztywniałam. Nie. Proszę, odsuń się. Nie chcę...
    Nie odwzajemniłam uścisku. Jedynie niezgrabnie poklepałam go po plecach. Odkleił się ode mnie i wrócił na swoje miejsce szybko odwracając głowę. Unikał mojego wzroku. 
    Zatrzasnęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami. Nigdy czegoś takiego nie robił. I nie mówił o swoich uczuciach, zupełnie jak ja. Niełatwo jest nam o nich myśleć, a co dopiero głośno mówić. To pierwsza taka sytuacja w domu, którego ściany nigdy nie widziały emocji. Nie słyszały żeby ktoś tak mówił. Tylko po co ojciec nagle stara się przekazać temu miejscu wyraz i duszę? Uczucia? Coś jest nie tak. 
    Na wspomnienie męskiego dotyku zrobiło mi się mdło. Spróbowałam ochłodzić twarz przykładając policzki do lodowatych ścian. Nie poczułam się lepiej. 
    Tata zawsze stawiał na dobre wychowanie, wręcz oschłe. Była rodzicielska miłość, lecz nieukazywana w czynach. Mama w tej kwesti nie miała nic do gadania, zmarła przy porodzie. Po wydarzeniu sprzed 4 lat dostrzegałam plusy braku kontaktu cielesnego. Przynajmniej nie musiałam brzydzić się ojca, nigdy nawet mnie nie przytulił. A dzisiaj? Co to miało, kurwa, być? Nie powinnam być na niego zła... Ale jestem. Bo nie chciałam czuć do niego obrzydzenia. Do jedynej osoby, która mi została. Wracając do starej sprawy... Jeżeli mężczyzna dokona gwałtu na kobiecie, ta nigdy nie będzie w stanie spojrzeć na przeciwną płeć jak kiedyś. Jeżeli mężczyzna dokona gwałtu na małoletniej dziewczynie, ta nigdy nie zrozumie czym jest przyjemność z bycia dotykaną przez mężczyznę. Nie będzie czuć bezpieczeństwa, ani podniecenia... ani czegokolwiek pozytywnego. Wspomnienia sprawią, że odtworzą się jeszcze raz, jakbyś pierwszy raz oglądała film. Przeżywanie koszmaru ZNOWU. Nie powinnam być zła na tatę. Przecież on o niczym nie wie. Jaka szanująca tatusia córka pozwoliłaby, żeby z silnej, potężnej, szanowanej osobliwości zrobił się człowiek martwiący się w kółko o nią, nie spuszczający z biednego dziecka oka? Żadna. A na pewno nie Jennifer Wood. Zbyt kocham tego człowieka, żeby spieprzyć mu życie przez moje nieszczęście.
    Nudności w końcu stały się nieznośne i musiałam pobiec do najbliższej łazienki. Kurczowo przycisnęłam dłoń do ust, blokując ujście wymiocinom. Drugą ręką uniosłam klapę, zwymiotowałam. Rzucało mną dobre 10 minut. Opadłam na podłogę. 
    Tak bardzo chciałabym go dorwać. Jestem CHORA... TO jest CHORE. To, że nie mogę żyć jak każda inna dziewiętnastolatka. Nie potrafię. Z żałością spojrzałam na swoje zmasakrowane od nadgarstków do ramion ręce. Zagojone, ale głębokie ślady zostały i zostaną do końca, przypominając horror. Nasunęłam rękawy swetra spowrotem, zasłaniając pionowe zapisy traumatycznych myśli i wydarzeń. Odetchnęłam głęboko. Wstałam, przepłukałam usta, poprawiłam włosy i pewnym, stabilnym krokiem poszłam do piwnicy. Zatrzymałam się na sekundę, żeby podkraść pączka ochroniażom. 
    W podziemiach temperatura znacznie się obniżyła, ale postanowiłam nic na siebie nie zakładać. Mój umysł potrzebuje orzeźwienia. Włożyłam do ust donata, lewą ręką złapałam klamkę drzwi ukrytych za regałami z książkami i pchnęłam je lekko do przodu. W środku okrągłego pomieszczenia było jak... jak w centrum operacyjnym Igrzysk Śmierci. Tylko, że mniej abstrakcyjnie i bardziej... współcześnie. W centrum pomieszczenia przy stoliku w kształcie okręgu siedziały dwa nieporadne retardy. Poza nimi było około 5 osób, głęboko pogrążonych w swojej pracy. Posłałam morderczy wzrok w stronę Ashtona i Luke'a.
To oni mieli zorganizować mi przesyłkę.
    - Trzy minuty, moje biuro. - wymówiłam bezgłośnie na co przewrócili oczami i zwlekli swoje niepokojąco długie kończyny z krzeseł. Przerastali mnie o głowę pomimo, że miałam wysokie buty.
    W drodze na piętro Ashton patrzył jak pożeram ciastko. 
    - A dla nas? - zapytał z udawanym oburzeniem.
    - Dla Was? Za to co dzisiaj odpierdoliliście, a raczej za siedzenie na dupie nie dostaniecie ciastka. - uśmiechnęłam się złośliwie. - Macie jednak zapewnioną bezsenną noc nad papierkową robotą. 
    Luke wyprzedził mnie otwierając drzwi do biura.
    - Pani Wood - powiedział zbyt głębokim głosem wykonując zapraszający skłon i wymach ręką ku pomieszczeniu.
    - Nawet nie myśl, że dostaniesz mniej roboty bo otworzyłeś mi drzwi.
    - Próbować zawsze warto. - Mruknął pod nosem wzruszając ramionami.
    Zamknęli za sobą i stanęli w bezpiecznej odległości (na wypadek gdybym zachciała zrobić sobie z nich tarcze i postrzelać do celu wszystkim co znajdę - niestety zdarza się to zbyt często na skutek druzgocącej głupoty osobników wcześniej wymienionych).
    - Mogę wiedzieć dlaczego do cholery nie ma żadnej paczki grzecznie czekającej na moim biurku? - zapytałam zachowując uprzejmy ton. Nigdy nie podnoszę głosu na swoich ludzi. 
    ... A przynajmniej staram się tego nie robić.
    - Powiedziałam wyraźnie, że jak wrócę to ma tu być. 
    Ashton zmarszczył brwi i zerknął na ROLEX'a na swoim nadgarstku. 
    - Właściwie to Michael po nią pojechał. - rzekł Irwin.
    - Kiedy? - Taksowałam go wzrokiem.
    - Dokładnie... 5 godzin temu. - Odpowiedział po chwili zastanowienia.
    W sumie uznałabym, że 5 godzin to nic. Ale miejsce odbioru znajduje się piętnaście minut stąd. 
    - Nie dziwi was, że tak długo go nie ma? 
    - Byliśmy zajęci. - Odparł zupełnie poważnie blondyn.
    - Zajęci? Czym, kurwa? Bo jak przyszłam to siedzieliście rozwaleni na krzesłach patrząc w sufit. 
    Milczenie było ich odpowiedzią. Oburzona pokręciłam głową. Czy oni sobie ze mnie kpią?
    - Za 5 minut macie obrady podsumowujące miesiąc, zbierajcie się. 
    - Ciebie nie będzie? - Zdziwił się Luke.
    - Jadę sprawdzić co się dzieje z Michaelem. - Zdjęłam z wieszaka czarny płaszcz. Kiedy go zakładałam, kątem oka zaobserwowałam jak Hemmings posyła znaczący wzrok do loczka.
    - Co? - zapytałam zdezorientowana kiedy jego wzrok zwrócił się ku mnie. Uśmiechnął się pod nosem. Poza tym, po raz kolejny nie uzyskałam odpowiedzi. I to kobiety trudno zrozumieć? Wzniosłam oczy do nieba. I wyszłam.
    Zaczęłam przeszukiwać pokoje sprawdzając czy aby na pewno wszyscy poszli na spotkanie. Niestety nie miał kto ze mną pojechać. Mój osobisty kierowca i ochroniaż skończyli pracę po odwiezeniu mnie z siłowni do domu. A tajniacy pilnujący willi na zewnątrz mają przydzielone swoje zadania, nie należy do nich bycie na zawołanie córki szefa kiedy ta zechce sobie gdzieś wyskoczyć (na co miałam całkowity zakaz). Wyjęłam kluczyki do mojego czarnego Volvo XC60 z gablotki w korytarzu i poszłam do garażu. Zapaliłam światło i dotknęłam czujnika, po chwili zasuwa z tyłu zaczęła się podnosić ukazując ciemny podjazd. Nacisnęłam guzik na pilociku przyczepionego do kluczy, po chwili światła samochodu błysnęły dwukrotnie i rozbrzmiał sygnał odblokowania. Weszłam do środka, sprawdziłam czy broń jest w schowku, zapięłam pasy i wyjechałam z pomieszczenia. Uchyliłam okno.
    - Chłopaki zamknijcie garaż! - zawołałam do ochroniaży. Opuściłam posiadłość. Spojrzałam na zegar na desce rozdzielczej. Jedenasta dwanaście.
    Ciemno jak w dupie. 

6 komentarzy:

  1. Super ! Juz czekam na następny :P piszesz super , ciekawa jestem co będzie dalej :) czekam na następny .powodzenia K.

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział <3 ! już nie mg doczekać się kolejnego ^^
    @angelsaveall

    OdpowiedzUsuń
  3. super rozdział! bardzo fajny masz styl pisania. czekam na nn rozdział <3 @NSN_Bitch_xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebiste! Jesteś super, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    @Horanek369 (George Lover)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest świetnie, ale zmieniłabym trochę szablon, bo niestety, mało co widzę, nie wiem czy jestem jedyna czy nie.. może przez moją wadę wzroku ;)
    Podoba mi się jak piszesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny, życze weny jestem ciekawa co wyniknie potem.. zxcvbnmjdhg
    kto sie pojawi, jacy ludzie, co sie zdarzy.. moja ciekawośc
    @musicismy6drug

    OdpowiedzUsuń