niedziela, 5 października 2014

ROZDZIAŁ III

    Przemierzałam ulice Sydney w dość szybkim tempie, po 20 minutach byłam już na miejscu. Zaparkowałam przed pocztą. Westchnęłam i przetarłam zmęczone oczy. Po 16 godzinach na nogach nie umiałam myśleć o niczym poza ciepłym łóżkiem. Oparłam łokcie na kierownicy i schowałam twarz w dłonie. Zaraz wrócę do domu, położę się i zasnę. Tylko sprawdzę co z paczką i mogę jechać. Wzięłam kilka głębokich oddechów, chwyciłam broń i wyszłam z samochodu zatrzaskując za sobą drzwiczki.
    Rozejrzałam się po parkingu, na którym stało kilka starych modeli samochodów. Ani śladu Jeep'a, którym jeździł Michael. Przeszłam przez ulicę przy okazji wdeptując w kałużę. Krople upaskudziły mi rajstopy, które na szczęście są czarne. Poza tym, jest już ciemno i nie ma tu żywej duszy, która mogłaby ewentualnie skwitować wodnego psikusa kpiącym uśmieszkiem. O tej porze zazwyczaj nikt tędy nie chodził. Weszłam do budynku.
    W środku było duszno i śmierdziało wilgocią. Rozpięłam płaszcz w obawie, że się ugotuję. Za szybką przy jednym ze stanowisk siedział starszy pan, któremu w młodości zapewne nie odmawiano słodkich rarytasów. Z przejęciem oglądał jeden z tych znanych reality shows. Kiedy dostrzegł mnie znad ekranu, chrząknął i przejechał po ściągaczu swetra palcem, próbując nieco rozluźnić ucisk na pulchną szyję. Zauważyłam jeszcze jedną osobę - faceta uważnie wypełniającego formularz przy stoliku.
    - Dobry wieczór. Chciałabym zorientować się czy paczka zaadresowana na Jennifer Wood została już odebrana. - powiedziałam siląc się na uprzejmy ton. Nie cierpię załatwiać spraw ze starszymi dziadami.
    - Można poprosić dowód? - zapytał.
    - Oczywiś...- przypomniałam sobie, że dokumenty mam w samochodzie. - Może pan chwilę zaczekać? Dokumenty mam w samochodzie. - W chwili kiedy to powiedziałam, mężczyzna z drugiego końca pomieszczenia znalazł się obok mnie, podając wypełnione kartki pod szybką. Starszy pan odebrał je od niego i wsunął w jakąś teczkę. Ten drugi, młodszy, uśmiechnął się do mnie i wyszedł. Chyba go kiedyś widziałam.
    - No niech pani idzie, nie mam całego dnia. - powiedział starszy pan, uroczo przypominający aktora z Ludzkiej Stonogi 2. 
    A to ciekawe. Na drzwiach jest napisane, że poczta jest czynna przez 24 godziny na dobę. Odwróciłam się do wyjścia i wręcz wypadłam na rześkie powietrze, zahaczając obcasem o wycieraczkę. W oddali zobaczyłam swój samochód, ruszyłam w jego kierunku. Kątem oka spostrzegłam postać zmierzającą w moim kierunku. Włożyłam ręce do kieszeni, żeby upewnić się że mam przy sobie coś do obrony. Pistolet zniknął. Przecież jak wychodziłam z auta...
    Facet z poczty. Mijał mnie.
    Jak mogłam nie zauważyć ani nie poczuć jak szpera mi w kurtce? 
    Postać przyspieszyła, podobnie jak mój puls. Wolę nie ryzykować jak jestem sama - zawróciłam do budynku. Obejrzałam się za siebie, dystans pomiędzy mną a człowiekiem w kominiarce gwałtownie się zmniejszył. Szybki krok przerodził się w trucht, w końcu zaczęłam biec. Wbiegłam zdyszana na pocztę i zamarłam. 
    To nie był pierwszy taki widok w moim życiu, ale nie byłam na coś takiego przygotowana. Szok wprawił mnie w osłupienie. Starszy pan leżał bezwładnie na krześle z kulką wpakowaną między oczy. Krew spływała mu po twarzy, była dosłownie wszędzie. Na jego ubraniach, na ścianie, listach. Szkło odgradzające klientów od pracowników leżało potłuczone na podłodze. 
    Nie mogłam tu dłużej zostać. 
    Rozejrzałam się szukając czegoś, co nadawałoby się do obrony. Ostatecznie wybrałam doniczkę z jakimiś kwiatkami. Sięgnęłam po nią i cicho opuściłam miejsce zbrodni, próbując ograniczyć dźwięk zamykania drzwi do minimum. Lekko wystawiłam głowę sprawdzając teren.
    Pusto.
    Odetchnęłam z ulgą i cofnęłam głowę zamykając oczy. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam zza rogu zderzając się z kimś. Uniosłam rękę z doniczką, gotowa do ataku, ale silne palce zaciskające moje nadgarstki powstrzymały dalszy ciąg wydarzeń. Spojrzałam w górę i wypuściłam z sykiem powietrze, uspokajając się. 
    - Co Ty wyprawiasz? - zapytał zdumiony chłopak, który ostatnio obsługiwał mnie w Krispy Kreme. Puścił mnie. 
    - A Ty? Co tu robisz o tej porze? - zapytałam patrząc mu w oczy. Spojrzał na mnie z politowaniem.
    - Ja? Cóż, szedłem sobie spokojnie odebrać list gdy nagle wyskoczyła na mnie wariatka z prowizorycznym narzędziem śmierci. - po chwili doszedł do niego sens słów, które wypowiedział. Jego wyraz twarzy złagodniał. - Coś się stało?
    - Nic się nie stało, po prostu wyszłam na romantyczny spacer o północy z kwiatkami, które nazwałam Penelopa i stwierdziłam, że przy okazji trochę nią porzucam w przypadkowych przechodniów wyłaniających się z ciemności. - uśmiechnęłam się ironicznie, chwyciłam ''Penelopę'' w obie dłonie, złożyłam jej całusa i cisnęłam nią w krzaki. Widząc jak chłopak próbuje mnie wyminąć, stanęłam mu na drodze. - Dobra, okej. Przepraszam za ironię. - spojrzałam na niego badawczo.  Nie chciałam iść na parking sama, więc postanowiłam być miła. - Tylko nie idź na pocztę.
    - Dlaczego? - jego głos nie wyrażał ani zmartwienia ani zaciekawienia.
    - Nie wchodź i tyle. Proszę. - po jego minie wywnioskowałam, że się waha. 
    - Okej. - powiedział. Jednak sekundę później wyminął mnie. 
    - Ostrzegałam. - mruknęłam pod nosem i ruszyłam za nim. Ledwo przekroczyliśmy próg i usłyszałam:
    - O kurwa. - był w ogromnym szoku. Nie jestem pewna czy już coś takiego widział. Lustrował wszystko po kolei wzrokiem aż natrafił na mnie. Chwycił mój rękaw i pociągnął mnie za sobą.
    Akurat tego się nie spodziewałam. Myślałam, że wezwie policje.
    - Musimy się zmywać. Odwiozę Cię - zaproponował. Działał jak w transie. Wyszarpnęłam rękaw płaszcza. Brunet przystanął i obrzucił mnie zdziwionym spojrzeniem. Nie był nawet wystraszony i zestresowany. Jego wyraz twarzy mówił, że intensywnie nad czymś myśli. 
    - HALO! - sprowadziłam go na ziemię. - Nigdzie z tobą nie jadę. Mój samochód stoi na parkingu, mam czym wrócić do domu. Poza tym nawet Cię nie znam. - Powiedziałam poważnie. Spojrzał w punkt za moimi plecami. 
    - Jaka marka?
    - Czarne V... - w trakcie wypowiadania zdania odwróciłam się żeby wskazać auto i zauważyłam jeden istotny szczegół.
    Moje Volvo zniknęło.
    - O cholera. - podbiegłam do miejsca, w którym jeszcze przed kilkoma minutami znajdował się mój wóz. - Nie ma go. Zniknął. Nie ma go - zaczęłam powtarzać, panikując. Jak!? Jak ktoś to zrobił? Przecież usłyszałabym alarm gdyby ktoś się włamał. Cała okolica by się obudziła.
    Rozejrzałam się dookoła. Idealna cisza, poza mną i cukiernikiem nie było nikogo.
    - Ukradli mi samochód, kuźwa! - warknęłam w stronę chłopaka i zacisnęłam usta w wąską kreskę. W kieszeni wymacałam kluczyki.
    Dziwne.
    Jak ktoś wszedł do środka bez kluczyków nie uruchamiając przy tym alarmu? Szukałam telefonu, ale przypomniałam sobie, że nie wzięłam go ze sobą. Kopnęłam kamień przed sobą, który wpadł między kraty ściekowe. 
    - Wiesz kto to mógł być? - zapytał brunet grzebiąc w kieszeniach spodni.
    - Nie mam pojęcia. Nawet nie było słychać sygnału, który ustawiłam w razie włamania. A kluczyki mam przy sobie. - Złapałam się za głowę. Wplątałam palce we włosy i mocno nimi pociągnęłam, myśląc że ból pomoże mi odzyskać bardziej racjonalne myślenie i znajdę jakieś wyjaśnienie tej absurdalnej sytuacji. - Masz telefon? Muszę zadzwonić.
    Zaprzeczył.
    Gdy w końcu wygrzebał kluczyki, pokręcił nimi na palcu unosząc pytająco brew.
    Przygryzłam wargę wahając się nad tym co powinnam zrobić.
    - No dobra. - zdecydowałam w końcu i podążyłam za człowiekiem, który właśnie ratuje mi dupę. 
    

    
  

4 komentarze:

  1. To jest świetne, naprawdę!
    Mega interesujące :)
    @ilypena

    Czy mogłabyś informować mnie na tt o nowych rozdziałach? Byłabym wdzięczna! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. omg nie moge się doczekać kolejnego ksaoqiruwerqo

    OdpowiedzUsuń
  3. to jest GENIALNE <3!! nie mg się doczekac nxt pisz szybko <333
    @angelsaveall

    OdpowiedzUsuń