poniedziałek, 13 października 2014

ROZDZIAŁ IV

    Sędziwe auto mojego towarzysza to BMW E23 z lat siedemdziesiątych. Szczerze?
    Byłam przerażona.
    Wyblakły błękit i rdza pokrywająca gdzieniegdzie pojazd jeszcze bardziej potęgowały mój niepokój. Takie samochody powinny być konfiskowane do muzeów techniki i motoryzacji. 
    - TO jeszcze jeździ? - zapytałam z ledwo zauważalnym grymasem na twarzy. 
    Chłopak otworzył przednie drzwiczki i oparł się o nie. Zlustrował mnie wzrokiem. 
    - Słuchaj - zaczął - albo wsiadasz, albo zostajesz. Wybór należy do Ciebie. 
    Westchnęłam głośno i wpakowałam się do rozklekotanego wozu. Chwilę później po mojej prawej stronie pojawił się uroczy pan cukiernik. Próbowałam zapiąć pasy ale mechanizm w środku się zablokował. 
    - Pomożesz mi? - wskazałam na zapięcie - Zacięło się. 
    Brunet pochylił się nade mną i zaczął mocować się z tym ustrojstwem. Moje oczy powędrowały w kierunku jego karku. 
    Wciągnęłam z sykiem powietrze.
    Miał okropnie oszpeconą skórę przy linii włosów, blizna rozciągała się coraz niżej i założę się, że pokrywa część pleców. Kiedyś coś takiego widziałam.
    U człowieka, który zaznał poparzenia II (a w niektórych miejscach nawet III) stopnia.
    Nieznajomy spojrzał na mnie pytająco kiedy w końcu uporał się z zatrzaskiem. 
    - Problemy z oddychaniem. - machnęłam lekceważąco ręką - No wiesz, astma. - dokończyłam, starając się zachować powagę. 
    Pokiwał głową i przekręcił kluczyk w stacyjce. O dziwo maszyna odpaliła za pierwszym razem. Silnik tak głośno zaryczał, że poskoczyłam na fotelu. 
    Ruszyliśmy.
    - Gdzie mam Cię zawieść? - spytał, pozostając skupionym na drodze. 
    - Wysadź mnie na rogu James Street od strony Lyons Road. - poza tym, że wsiadłam do auta nieznanej mi osoby to aż tak głupia nie jestem, żeby podawać swoje dokładne miejsce zamieszkania. Postanowiłam, że czas jaki spędzę na podróży wykorzystam do dowiedzenia się czegoś o brunecie. 
    - Jak się nazywasz? - najbanalniejsze pytanie na początek. Chyba go zaskoczyłam, bo uniósł wysoko brwi. 
    - Christian. - chyba nie lubił tej oficjalnej formy bo po chwili się poprawił - Chris. 
    - Okej, Christianie. - jednak ja wyjątkowo wolę tą pierwszą wersję imienia. - Dlaczego jeździsz zepsutym autem? - zerknęłam na chybotliwe lusterko. 
    - To jedyna rzecz, jaka została mi po ojcu. - moje oczy automatycznie zwróciły się ku jego. Patrzył mi prosto w twarz. Przez moment myślałam, że jest w stanie zobaczyć moje myśli. Wręcz przeszywał mnie na wylot. 
    - Oh. - to jedyne co zdołałam z siebie wykrzesać. Zrobiło mi się strasznie wstyd. Sama nie miałam matki, ale przynajmniej jej nie znałam. Skoro powiedział, że coś mu pozostało po danej osobie - miał tę rzecz po to, by móc przypominać sobie o jej właścicielu. Zmarłym tacie. Nawet nie chcę wiedzieć jak silny cios zadałam tym pytaniem w jego serce.W końcu ten człowiek właśnie ratuje mnie przed samotnym powrotem do domu ciemnymi ulicami Sydney. Skrępowana oglądałam swoje dłonie, nadzwyczaj mocno zainteresowana fakturą skóry. - Przepraszam - wyrzuciłam z siebie.
    Nie odpowiedział.
    Odwróciłam się plecami i zaczęłam liczyć latarnie, które mijaliśmy. Przynajmniej nie zasnę. Wzrost adrenaliny i nagły jej spadek spowodowały, że zaczęłam się robić senna.
    Doliczyłam do piętnastej latarni, kiedy mój wzrok przykuło coś innego. W lusterku ujrzałam zamaskowaną postać siedzącą dokładnie za mną. Wróciłam do liczenia. Szesnasta, siedemnasta, osiemnasta...
    Dopiero zrozumiałam co właśnie miało miejsce. 
    Moje powieki rozszerzyły się do granic możliwości, a źrenice przypominały wielkie czarne bile.
    Spojrzałam w lusterko. Pusto.
    Odwróciłam się za siebie. Nikogo nie ma.
    - Coś się stało? - usłyszałam głos Chrisa.
    - Co? - wróciłam do poprzedniej pozycji, gwałtownie przekręcając głowę w jego kierunku. - Nie. Nic. Jestem tylko trochę zmęczona. - nawet zdobyłam się za uspokajający uśmiech.
    Wysiadłam z auta i grzecznie podziękowałam.
    Odjechał.
    Szłam wzdłuż James Street. Jeszcze chwila i będę stuprocentowo bezpieczna.
    Five Dock to jedna z najbogatszych dzielnic tego miasta. Szkoda tylko, że zamiast rodzin żyli tu alfonsi ze swoimi dziwkami. Może nie każda willa była burdelem, ale zdecydowana większość. To najlepsza okolica do prowadzenia brudnych interesów. Tutejsi policjanci łykną stówkę i udają, że sprawy nie było. Tak to działa.
    Ochroniaż wpuścił mnie na teren posiadłości, drugi otworzył mi drzwi wejściowe i od razu je za mną zamknął. Od przymocowanych do ścian świeczników biło przyjemnie, łagodne światło. Półmrok koił moje oczy. 
    Powiesiłam płaszcz na inne kurtki na wieszaku. Buty zdejmuję jedynie do łazienki i sypialni. Wszędzie indziej jest za zimna podłoga, chłód kamiennej posadzki przebije się nawet przez najcieplejsze papcie świąteczne. Podreptałam na placach do kuchni, nie chcąc nikogo rozpraszać albo budzić. Jakież było moje zdziwienie, gdy ujrzałam dwóch blondynów siedzących przy wysokiej wyspie na środku pomieszczenia. Pan Irwin i Pan Hemmings unieśli głowy gdy wkroczyłam do jadalni.
    - Co Wy tu jeszcze robicie? Żartowałam z tą nocną robotą. Myślałam, że się domyślicie. - powiedziałam spokojnie podchodząc do lodówki. Spojrzałam na ulubiony jogurt na najwyższej półce. Jęknęłam. Czy wspominałam, że nienawidzę swojego metra sześćdziesiąt? - Który z was będzie na tyle miły i sięgnie mi jedno blueberry noosa? - ledwo zdążyłam skończyć, Ashton zerwał się z krzesła. Podał mi pudełeczko. Wzięłam je od niego chwytając łyżeczkę, którą rzucił mi Luke. Wdrapałam się na stołek i zabrałam się za pałaszowanie płynnej słodyczy.
    - Pan Wood kazał nam poczekać aż wrócisz. Teraz możemy się oddalić. - usłyszałam odpowiedź na moje wcześniejsze pytanie od chłopaka z kolczykiem w wardze. 
    - Rozumiem - na chwilę przerwałam jedzenie. - Jakieś wieści o Michaelu? - zapytałam.
    - Nic. Nie wziął ze sobą telefonu więc nie możemy go nawet namierzyć. W jego samochodzie jeszcze nie ma lokalizatora, nie zdążyliśmy go jeszcze zamontować.
    - Świetnie. - powiedziałam zirytowana. Gdzie on się podziewa? - A paczka?
    - Nie uzyskaliśmy żadnych informacji. - odparli.
    - Tak się składa, że ja też. - wzięłam ostatnią łyżeczkę jogurtu do ust i wyrzuciłam puste opakowanie. Sztuciec wrzuciłam do zmywarki. - Przekażcie Tomowi, że ktoś poczęstował się moim Volvo i ASG combatem P-911. - rzekłam odchodząc. O zabójstwie na poczcie pewnie sam się dowie.
    Jutro mam masę spraw do załatwienia, najważniejsza to wydać rozkaz poszukiwania Michaela. Jestem padnięta. Na szczęście brałam prysznic po treningu na siłowni. Zdjęłam buty  i weszłam do łazienki, która przypominała wnętrze sauny. Ciepła, drewniana podłoga i ściany. Nad umywalką wisiało lustro ze złotym, ozdobnym obramowaniem. Naprzeciwko stała duża, głęboka wanna a obok kabina prysznicowa. Klozetu tu nie było, bo toaleta i łazienka to dwa osobne pomieszczenia. 
    Umyłam szybko włosy nad wanną i owinęłam je ręcznikiem. Wyczyściłam twarz z resztek makijażu i wyszorowałam zęby. Zrzuciłam z siebie dzisiejsze ubrania i cisnęłam nimi do kosza na brudną bieliznę. Założyłam szlafrok i wyszłam z mojej cichej krainy relaksacji, po drodze chwytając obuwie. Przebiegłam przez lodowaty korytarz. Wpadłam do pokoju, które po moim dwukrotnym klaśnięciu zalało światło. Po lewej stronie pod ścianą stała wielka, czterodrzwiowa szafa w tym samym kolorze, co wszystko inne w sypialni - śnieżnobiałym. Podeszłam do niej i postawiłam botki na jednej z półek. Wyjęłam bokserki i pierwszą lepszą koszulkę. Przebrałam się, zdjęłam ręcznik i przewiesiłam go przez oparcie staromodnego fotela razem ze szlafrokiem, przeczesałam palcami włosy. Już miałam się położyć, ale zauważyłam na wysokim łóżku spory przedmiot. Wyglądało to na paczkę. Sięgnęłam ją i dokładnie obejrzałam. Była zaadresowana do mnie, jednak nalepka z danymi nadawcy była oderwana. Otworzyłam karton od góry. Cholera, chyba serce mi się zatrzymało. Były tam szczątki materiałów, które miały mi pomóc w rozwiązaniu zagadki, która męczy mnie 4 lata. Potrząsnęłam pudełkiem. Ktoś zrobił z tego pierdolone konfetti! Nie ma mowy, że skleję miliony milimetrowych ścinek w całość. Włożyłam  do środka rękę. Na samym dnie wyczułam większy kawałek papieru. Wyjęłam zdobycz. Jak się okazało, to złożona na trzy razy kartka A4. Rozwinęłam ją i przeczytałam zawartość.
    - ,,Lepiej  żebyś zapomniała o tej sprawie bo ucierpią inni'' - wyszeptałam.
   

6 komentarzy:

  1. jAK ZWYKLE ŚWIETNY CIEKAWY I WCIĄGAJĄCY <3! JUZ CZEKAM NA NXT <3
    PS.JEŻELI MASZ OCHOTĘ TO WPADNIJ NA MÓJ CO DOPIERO ZAŁOŻONY BLOG,MAM NADZIEJE,ŻE POZOSTAWISZ PO SOBIE OPINIĘ <3
    http://sekta-harry-styles-ff.blogspot.com/
    @angelsaveall

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju chce next i to.szybko XDDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy nowy rozdział eh ??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzisiaj wieczorem/jutro wieczorem. samo pisanie rozdziału+przepisywanie na bloggera zajmuje mi średnio 8 godzin a chciałabym się jeszcze pouczyć dzisiaj:)

      Usuń
  4. Biedactwo tak duzo czasu Ci to zajmuje :c
    Ale za to ff genialne !

    OdpowiedzUsuń