Tylko kto z mojego otoczenia chce zapobiec rozwiązaniu zagadki? Mam pierdolone prawo do tego, żeby po tylu latach w końcu dowiedzieć się komu należy uciąć jaja za to co mi zrobił. Niech nie myśli, że się poddam. Właśnie to jest moim celem, nieważne co by się działo i ile miałoby to mnie kosztować - iść po trupach na czubek góry lodowej. Nikt mnie nie powstrzyma.
Nie wiem jak długo siedziałam gapiąc się na kartkę, ale moje powieki same zaczęły opadać. Podarłam wiadomość na tak drobne kawałeczki, że nie dało się z nich nic wyczytać i wrzuciłam je do reszty ścinek w pudełku. Odstawiłam je na podłogę. Nie wiem co z tym zrobię. Czy jest ktoś komu mogę powiedzieć o tej absurdalnej pogróżce? Przetarłam zmęczone oczy. Koniec tematu na dzisiaj.
Klasnęłam dłońmi żeby zgasić światło i wpełzłam pod kołdrę. Wtuliłam się w pachnącą lawendą pościel. Próbowałam zasnąć, nawet zmusiłam się do liczenia baranków ale inna myśl nie dawała mi spokoju.
Zamaskowany facet biegnący prosto na mnie. Zabójstwo na poczcie. Kradzież auta. A teraz groźba. Co jeżeli to jedna i ta sama osoba? Wiem jedno - lubi ostro pogrywać. Tak się składa, że ja też.
Klasnęłam dłońmi żeby zgasić światło i wpełzłam pod kołdrę. Wtuliłam się w pachnącą lawendą pościel. Próbowałam zasnąć, nawet zmusiłam się do liczenia baranków ale inna myśl nie dawała mi spokoju.
Zamaskowany facet biegnący prosto na mnie. Zabójstwo na poczcie. Kradzież auta. A teraz groźba. Co jeżeli to jedna i ta sama osoba? Wiem jedno - lubi ostro pogrywać. Tak się składa, że ja też.
W końcu odpłynęłam.
***
Pobudka nie należała do najprzyjemniejszych. Promienie słońca odszukały ścieżkę do mojej twarzy, rażąc oślepiającym światłem oczy. Mruknęłam niezadowolona zasłaniając się rękoma.
- Uwielbiam jak mruczysz, słodka - słysząc męski głos obok mojego ucha, natychmiast się odwróciłam. W moim łóżku, pod moją kołdrą leżał półnagi (boże, proszę żeby miał na sobie bieliznę) Michael podpierający głowę na ręce. Jego tors był mocno wyeksponowany, przez co moja twarz przybrała buraczkową barwę. Poruszył zabawnie brwiami.
- Popieprzyło Cię? - zapytałam zupełnie poważnie patrząc mu w oczy - Nie strasz mnie! - walnęłam go lekko w łokieć, przez co głowa opadła mu bezwładnie na poduszkę. Usłyszałam zdławiony jęk.
Gdyby nie to, że wczoraj nie dawał znaku życia, to nie zdziwiłabym się zastając go właśnie w tym miejscu. Mój ojciec ubzdurał sobie, że najważniejsze jest moje bezpieczeństwo i ustalił (nie pytając nikogo o zdanie, oczywiście) iż należy wcielić w życie jego genialny pomysł. A było nim zeswatanie mnie z jednym z pracowników (prawdopodobnie po to, żeby nikt nie dostawiał się do mnie na ulicy - mój towarzysz życiowy podczas naszych ''randkowych wypadów'' nie odstępuje mnie na krok). Na początku nie chciałam się zgodzić i odwlekałam to jak długo mogłam (w międzyczasie Michael zmienił kolor włosów 3 razy, o Chryste...). Nie podobał mi się ten pomysł, ale ze względu na to że padło na Clifforda (a był jednym z wtajemniczonych w moją sprawę) stwierdziłam, że to dobra opcja. Zawarłam z nim potajemną umowę: zero kontaktu cielesnego, publicznie może trzymać mnie za rękę, udajemy słodziutką parę przed kim się da, w szczególności przed ojcem. Rzecz jasna Luke i Ashton byli wtajemniczeni. Ich dwójka plus mój ''partner'' to w końcu moi pracownicy, zatrudniłam ich do śledztwa ratując ich tyłki przed więzieniem. Znalazłam ich w sądzie pewnego zwyczajnego dnia, kiedy miałam akurat rozprawę (na której jak zawsze wybronił mnie pan Clark, mój zaufany adwokat). Przechodziłam obok i usłyszałam ich rozmowę. Pogadałam z Clarkiem, wymyśliliśmy im alibi. O dziwo, od razu przystali na moją propozycję. I w ten sposób teraz są ze mną. Trzej muszkieterowie, życiowe niedorajdy, które w krótkim czasie wyrosły na ludzi. Chyba. Tata zdziwił się widząc ich pierwszy raz w domu, ale szybko wytłumaczyłam mu, że mam do nich zaufanie i pomagają mi z papierkową robotą bo sama nie daję rady. Wracając do niebieskowłosego - raz na jakiś czas śpi w moim łóżku. Żeby zachować pozory. Tata pewnie myśli, że wypróbowujemy nowe pozycje z Kamasutry (którą rzekomy kochanek sprawił mi na urodziny - ponoć na widok prezentu zrobiłam się zielona) a tak naprawdę śpimy maksymalnie od siebie odsunięci. Michael nigdy nie złamie naszych zasad, jest moim zaufanym przyjacielem i nigdy mnie nie zawiódł. Do wczoraj, ale to i tak nie zmienia mojego nastawienia do jego osoby. Mam nadzieję, że w przyszłości nie stanie się nic co kazałoby myśleć mi inaczej. Chociaż... niczego nie można być pewnym. Chwilę poleżałam wpatrując się w kolorowe włosy chłopaka. Twarz miał zatopioną w pościeli. Wiem, że zawsze liczył na coś więcej z mojej strony... Na szczęście szybko pogodził się z tym, że moje nastawienie się nie zmieni.
- Zamierzasz wytłumaczyć się z tego feralnego dnia, który miał miejsce... - zerknęłam na zegar - ... dziesięć godzin i trzydzieści siedem minut temu? -dokończyłam. Odpowiedzi brak.
Chwyciłam jego brodę i przekręciłam głową tak, że mogłam zobaczyć jego twarz.
Biedaczysko, cały się oślinił. Musiał być bardzo zmęczony.
Zeskoczyłam z łóżka robiąc możliwie najmniej hałasu. Przykryłam go kołdrą. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej eleganckie czarne spodnie z wysokim stanem i śnieżnobiałą koszulę. Po drodze wzięłam jeszcze szlafrok i ręcznik. Otworzyłam drzwi i podreptałam do ubikacji, a później do łazienki. Odwiesiłam akcesoria kąpielowe na wieszak obok kabiny. Wzięłam zimny prysznic, wytarłam się i wyciągnęłam z suszarki czystą bieliznę, którą następnie ubrałam. Wyszorowałam zęby i na chwilę przerwałam, zostawiając szczoteczkę w ustach żeby spiąć włosy w ciasnego, wysokiego kucyka. Zrobiłam make-up twarzy i nałożyłam na siebie przygotowane wcześniej rzeczy. Spojrzałam w lustro.
Zwyczajnie, jak codziennie.
Przebiegłam na palcach przez korytarz i weszłam do pokoju.
Moje łóżko było puste. Rozejrzałam się zdezorientowana.
- Michael? - zawołałam cicho. Wzruszyłam ramionami. Pewnie poszedł się ogarnąć albo ślinić swoje łóżko, zamiast mojego. Sięgnąwszy z półki cieliste szpilki, wsunęłam w nie stopy. Podążyłam do kuchni, zamykając za sobą drzwi sypialni. Schodząc na dół nie usłyszałam żadnego głosu, kompletna cisza. Coś długo dzisiaj śpią. W jadalni nie zastałam nikogo. Nalałam sobie wody do szklanki i wyjęłam rogalika z papierowego woreczka. Usiadłam na stołku i wzięłam pierwszego kęsa. O rany. Miałam wrażenie, że słyszał to cały świat. Zupełnie jak wykonywanie jakichkolwiek czynności w nocy. Poza moim przeżuwaniem nie dosłyszałam się niczego innego. Zaprzestałam jedzenia. Ta cisza była... dziwna? 12 w południe a nikt nie krząta się po domu. Odłożyłam pieczywo i zeskoczyłam z wysokiego krzesła. Otworzyłam pierwsze lepsze drzwi. Pusto. Następne, sytuacja się powtarza. Zaglądałam do każdego pomieszczenia po kolei, coraz bardziej się denerwując. O co chodzi?
- Tata? Luke? Michael? - nikt się nie odzywa.
Przeszukałam cały parter i pierwsze piętro. Nie ma ani jednej żywej duszy. Wyjrzałam przez okno na korytarzu.
O kurwa.
Ochroniarze, snajperzy... wszyscy zniknęli.
Pobiegłam do piwnicy i otworzyłam drzwi do centrum dowodzenia.
Krzyknęłam.
Na wszystkich ekranach dookoła pomieszczenia byłam ja. Ja, właśnie w tym momencie. Spanikowana i zdezorientowana.
Otworzyłam skrytkę na broń. Nie ma nic. Nie mam czym się bronić.
Ojciec nie zostawiłby mnie bez nikogo i bez niczego. Nie ma mowy.
Nagle monitory i wielkie plazmowe telewizory zalała czerń.
- Redfern Street, pół godziny - usłyszałam zmodyfikowany komputerowo głos dobiegający z głośników.
Png!! Co sie dzieje !! Boże czekam na kolejny, potrzebuje kolejnych !!!! Cudowne;) @karolina271d
OdpowiedzUsuńSuper rozdział ♥
OdpowiedzUsuń@JJavadda_1D
Ile akcji... OMG nie mogę się doczekać następnego miś xx
OdpowiedzUsuńCudowne :D Czekam na ciąg dalszy ! Świetnie piszesz serio ;P
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzy będą jeszcze rozdziały ?
OdpowiedzUsuń